W dziedzinie zarządzania finansami mamy mnóstwo praktycznych narzędzi i rzeszę doradców. Zazwyczaj dobrze rozumiemy, do czego służą poszczególne produkty i instrumenty finansowe.
A w zarządzaniu sobą w czasie?
Często widzę, jak różne osoby próbują stosować wyizolowane techniki zasłyszane od innych lub wyczytane w książkach, bez poznania kontekstu ani zrozumienia ich istoty. Teoria często brzmi fantastycznie i obiecuje znakomite rezultaty, ale z praktyką bywa dużo gorzej. Słyszymy o „technice pomodoro”, esencjalizmie, „Getting Things Done” i wielu innych i próbujemy zastosować to w praktyce. Ta okazuje się jednak dużo trudniejsza niż teoria. Miło się mówi o organizowaniu swojej pracy, kiedy środowisko jest stabilne, ale co warto stosować, gdy jesteśmy w tak aktywnym otoczeniu?
Przede wszystkim zacznijmy od zrozumienia tego, co próbujemy wdrożyć, i poznajmy naturalne ograniczenia. Gdy potrzebujemy przeparkować samochód o parę metrów w bok, intuicyjnie wiemy, że musimy wyjechać do przodu, a następnie cofnąć. Znając ograniczenia samochodu, wiemy, że nie możemy tak po prostu pojechać samochodem w bok. W życiu codziennym stosowanie technik „zarządzania czasem” często niestety tak wygląda.
Nasz mózg ma ograniczenia
Sukces człowieka w ujarzmianiu sił natury wiąże się w dużym stopniu z rozrostem jednego z płatów naszego mózgu – kory przedczołowej.
To ta część odpowiedzialna jest za podejmowanie racjonalnych decyzji, za rozumienie oraz blokowanie. To dzięki niej możemy płynnie przełączyć się z języka polskiego na angielski i z powrotem. Dzięki jej sile możemy blokować swoje instynktowne reakcje, np. pościć...